Wyprowadzamy się na dniach, więc staram się opróżniać szafki ze wszelkich 'przydasię', 'kiedyśsięzje' i 'byłonapromocji'. Gdzieś w odmętach za chińskimi makaronami znalazłam paczuszkę tapioki, przeterminowaną z grubsza o dwa lata. Deszcz leje całymi dniami, więc Psotka z braku możliwości wyjścia na rower chce albo układać Lego (najgorzej, bo Ala chce żreć Lego) albo ugniatać ciastolinę (lepiej, bo choć Ala chce żreć, to jej się nic nie stanie! :P).
A Smerfy już jutro! Nie możemy się doczekać! 🙂
Co będzie nam potrzebne?
Przepis na ciastolinę podawałam już milion razy, ale kto wie.. może jesteś u nas pierwszy raz? 😉
- wydrukowane smerfastyczne plansze
- laminator
- folie do laminowania
- papier techniczny
- barwniki: żółty, niebieski, czarny, czerwony
- drobna tapioka (jeśli macie ochotę odmienić ciastolinę)
- 1 szklanka mąki
- 1 szklanka wody
- 1/2 szklanki soli
- 1/2 łyżeczki creme of tartar
- 1/2 szklanki tapioki
- 1 łyżeczka oleju
(powyżej są składniki na jeden kolor)
Jak się bawiłyśmy?
Do garnka wsypujemy mąkę, sól i creme of tartar. Dodajemy wodę, olej i barwnik. Podgrzewamy na małym ogniu cały czas mieszając (dzisiaj mi padła moja ulubiona ciastolinowa łopatka..) aż zacznie się odklejać od ścianek. Gorącą kładziemy na talerz, posypujemy tapioką i wgniatamy ją do środka.
Drukujemy plansze, laminujemy.
Aurelka wyklejała ciastoliną Smerfy i ich domku, a po zapełnieniu wszystkich plansz.. zmieszała ze sobą wszystkie kolory (które gotowałam godzinę..) i później już była tylko fantastyczna zabawa z małymi Smerfami.. 😉 – Mama